środa, 13 sierpnia 2014

Strefa komfortu?!

Choć nie było mnie tu chwilę, ten czas zainspirował mnie do poruszenia dość istotnego tematu. Dotyczy on osób, którym udało się schudnąć i czują się już dobrze w swoim ciele. Po pierwsze wszystkim im gratuluję i z dumą oznajmiam, że zaliczam się do tego zaszczytnego grona :) Ponieważ jednak są wakacje, urlopy, wieczorne grille, imprezy z alkoholem... stajemy przed trudnym zadaniem utrzymania zdrowego systemu odżywania. Nie mówię już nawet o efekcie jo-jo, bo to nie wchodzi w grę - nikt na pewno nie rzucił się na golonkę czy tort zaraz po zakończeniu etapu redukcji. Problem jest w kwestii wakacyjnych grzeszków, na które sama daję akceptację - jednakże sens w tym, żeby wyczuć granicę. Jeśli już naprawdę dobrze wyglądamy to często przyświeca nam myśl, że jak RAZ coś zjem, to na pewno NIC się nie stanie. I tak jest - tylko pytanie brzmi, czy to jest RAZ? Czy może raz dziennie? To się właśnie nazywa STREFA KOMFORTU - czyli taki etap naszego odchudzania, w którym pozwalamy sobie na więcej, albowiem w pełni akceptujemy swoje ciało. Osobiście, będąc na redukcji uważałam dosłownie na wszystko - nawet z jakim mlekiem mam robioną kawę gdy jestem u kogoś gościem. Gdy mój organizm docenił całe to poświęcenie poczułam się na tyle komfortowo, że mogę teraz pozwolić sobie na więcej (ale nie na znacznie więcej - wyczuj różnicę). Z początku każdy, nawet najmniejszy wyskok żywieniowy obarczony był wyrzutami sumienia i zwykle skutkował dodatkowym treningiem. Teraz - chyba głównie przez wakacje - ciężko mi odmówić wieczornego drinka czy kiełbaski z grilla - ale już tak tego nie przeżywam. Mam poczucie, że na to zasłużyłam - a lato jest przecież tak krótkie! Poczułam więc swoją strefę komfortu, która niestety może być zgubna. Wierzę jednak, że wakacje są za krótkie by przy tak niewielu odstępstwach od diety zrujnować sobie pracę kilku wcześniejszych miesięcy... Nigdy w życiu :)


Dodam jeszcze, iż nie piszę o cheat meal czy nawet cheat day. Te formy odstępstw akceptowalne są w czasie trzymania diety, ja natomiast piszę o "poluzowaniu sznura" na okres wakacyjny - o ile jesteśmy już w dobrym przedziale wagowym. Pamiętajmy jednak, żeby kontrolować nasze ciało i przy jakichkolwiek zmianach na gorsze - w miarę szybko się opamiętać :) Bo tak jak pisałam, strefa komfortu to nie jest dla mnie kebab popity colą, ale na przykład kawa latte, czy kanapka z żółtym serem, czyli teoretycznie nie groźne przekąski, które jednak do dietetycznych nie należą ;) A wszystko to piszę do Was zajadając ruskie pierogi ze skwarkami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz