piątek, 3 października 2014

Jedzenie a stan naszej cery

Na pewno znacie te tematy wśród kobiet, kiedy skarżą się one na swoje włosy, paznokcie albo cerę, a inne doradzają suplementację lub opowiadają o swoich sposobach walki z tymi problemami. Czy jednak zdajemy sobie sprawę dlaczego musimy z tym walczyć? Może warto najpierw poznać przyczyny problemu i dopiero wtedy szukać najlepszego rozwiązania? Zainteresowałam się tym tematem ponieważ w ostatnim czasie zauważyłam, że dostaję wyprysków w dziwnych miejscach na twarzy. Nigdy nie miałam z tym problemów, więc od razu zapaliła mi się "lampka", że być może mój organizm chce mi przez to coś "powiedzieć". Wielokrotnie bowiem słyszałam, że często nawet najmniejsze drobiazgi na naszej skórze są objawem czegoś, co dzieje się w naszym ciele. A wszystko to najczęściej sprowadza się do tego co jemy, albo raczej czego nie jemy. Musimy zdawać sobie sprawę, iż przez dobrze dobrany posiłek dbamy o siebie od wewnątrz i zapobiegamy wielu chorobom. Niestety, w obecnym świecie najlepiej od razu iść do lekarza, dostać leki, wybrać receptę i katować się chemią, zamiast zmienić nawyki żywieniowe. Często też zdarza się, że lekarzom na rękę jest dawać lekarstwa zamiast porozmawiać o sposobie odżywania, zrobić wywiad z pacjentem na temat jego posiłków i doradzić jak najbardziej naturalne rozwiązania. Dlatego też postanowiłam bliżej przyjrzeć się temu jaki wpływ na nasze ciało ma to co jemy. 

Ponieważ jest to bardzo obszerny temat, na pewno poświęcę mu kilka postów i na bieżąco będę się z Wami dzielić zdobytą wiedzą.


Na początek postawiłam na cerę, ponieważ to właśnie z nią mamy najwięcej problemów. Na pewno słyszałyście o mapie twarzy, według której można mniej więcej ustalić z jakimi problemami zmaga się nasz organizm. Istnieje bowiem przekonanie, że miejsce występowania zmian na twarzy może nam ukazać problem lub nawet chorobę, na którą cierpimy. Czy można w to wierzyć? Na pewno nie ślepo, jednak warto przyjrzeć się temu i samemu sprawdzić czy ma to jakikolwiek sens.

MAPA TWARZY


Strefy 1 i 3 – pęcherz i układ trawienny. Zmień dietę, sięgaj po bardziej zbilansowane potrawy, dostarczaj sobie lekkich, różnorodnych posiłków. Pij mnóstwo wody.

Strefa 2 – wątroba. Staraj się unikać alkoholu, ciężkostrawnych posiłków czy nabiału. Pryszcze w tej strefie mogą oznaczać również alergię na pewne produkty. Zrób sobie test alergologiczny.

Strefy 4 i 10 – nerki. Upewnij się, że bardzo dobrze nawadniasz swój organizm. Pij mnóstwo wody, zrezygnuj ze słodkich napojów, gazowanych, kawy i alkoholu. Tego typu płyny Cię odwadniają.

Strefy 5 i 9 – układ oddechowy. Palisz? Przestań! Twój układ oddechowy woła o pomoc. To również strefy występowania pryszczy u alergików.

Strefy 6 i 8 – nerki. Ciemne cienie pod oczami, oraz wokół oczu to oznaka odwodnienia. Pij jak najwięcej wody.

Strefa 7 – serce. Sprawdź sobie ciśnienie krwi, zbadaj krew. Upewnij się też, że nie używasz kosmetyków, które podrażniają Twoją skórę.

Strefa 12 – żołądek. Rozważ przeprowadzenie detoksu, włącz więcej błonnika do diety.

Strefy 11 i 13 – hormony. Stres i zmiany hormonalne mogą objawiać się występowaniem pryszczy w tych rejonach twarzy. Wprowadź do diety więcej zielonych warzyw, dużo niegazowanej wody. W tej strefie mogą pojawiać się również pryszcze, aby dać Ci znać, że jajeczkujesz (i z którego jajnika).

Strefa 14 – infekcja. Pryszcze na szyi to znak, że Twoje ciało walczy z bakterią lub wirusem. Włącz tryb awaryjny, jedz więcej czosnku, cytryny, dużo pij.

To tak w wielkim skrócie :) Znam przypadki, kiedy kobiety twierdziły, że naprawdę im się wiele z tych przypuszczeń potwierdziło, jednak znam również takie, które uważają to za bzdurę. Słyszałam nawet opinię, że powstało to niemal w tak samo nieuzasadniony sposób jak na przykład horoskopy ;) Chyba nie ma innej metody na zbadanie swojego organizmu jak po prostu zrobienie sobie morfologii krwi. Polecam Wam serdecznie takie badanie, ponieważ będziecie miały pewność na 100% czego Wam brakuje, czyli co musicie wprowadzić do swojej diety, lub czego macie za dużo, co będzie oznaczało wyeliminowanie pewnych składników z jadłospisu.

Na pewno zauważyłyście powtarzającą się niemal wszędzie jedną złotą radę w przypadku praktycznie każdej strefy - picie wody. Można o tym mówić do znudzenia, bo niby każdy o tym wie, ale czy się do tego stosuje? Latem było nam łatwiej sięgnąć po szklankę zimnej wody, ale nie zapominajmy, że również jesienią i zimą powinniśmy wypijać jej przynajmniej 1,5 l. To takie "mycie" organizmu :) Pić wodę powinien każdy, bez względu na wiek i płeć. Nieważne czy się odchudzasz (bo to najczęściej powtarzana zasady przy zrzucaniu zbędnych kg) czy chcesz utrzymać sylwetkę - MUSISZ pić wodę.


Dużym problemem wśród osób odchudzających się "po swojemu" jest także nieświadome unikanie błonnika. Wydaje nam się bowiem, że występuje on głównie w tych produktach, które należy unikać. Jest on jednak dla nas niezwykle ważny, więc zachęcam do zagłębienia się w temat.


Są też produkty uniwersalne, które dzięki swoim składnikom odżywczym z założenia są najlepsze dla naszej cery. Warto się  z nimi zapoznać i przemyśleć jak często je spożywamy.

CO JEŚĆ BY MIEĆ PIĘKNĄ I ZDROWĄ CERĘ?

Jedzenie na zmarszczki i poprawę elastyczności skóry:
- krzem
daktyle, banany, kasza gryczana, owoce morza
- cynk
orzechy, ryby, owoce morza, produkty pełnoziarniste, fasola

Jedzenie na ujędrnienie skóry: 
-witaminy z grupy B
pestki dyni i słonecznika, sezam, orzechy brazylijskie, warzywa strączkowe, awokado, łosoś, jajka

Jedzenie na spowolnienie starzenia się skóry:
- witamina A
warzywa, jajka, masło, wątróbka

Jedzenie wspomagające produkcję kolagenu:
papryka, czerwone porzeczki, truskawki, kiwi, szpinak, brukselka, kalafior, cytrusy
 
Jedzenie z antyoksydantami:
produkty pełnoziarniste, oleje, otręby, brokuły, szpinak
 
Jedzenie, które wspomaga nawilżenie skóry:
ryby, orzechy, pestki np. dyni, oleje, awokado
 
I znów widzimy pewną powtarzającą się zależność :) Tym razem chodzi o warzywa. Nieważne z czym masz problem lub co chciałabyś zmienić - MUSISZ jeść warzywa.




Czyli najkrócej mówiąc, pij wodę - jedz warzywa - pij wodę - jedz warzywa ;)
A tak serio - pamiętaj, że najlepsze są najprostsze i najbardziej oczywiste rozwiązania!

środa, 1 października 2014

Plany na nowy miesiąc

We wrześniu było ciężko... Nie miałam motywacji, opuściły mnie wszystkie siły i brakowało energii, wszystko było złe i niedobre, a ja straciłam chęci. Dopadła mnie niemal jesienna depresja. Na dodatek miałam problemy w życiu prywatnym, co dodatkowo skutkowało zniechęceniem do niemal wszystkich rzeczy, które wcześniej uwielbiałam. Trening nie sprawiał mi radości - wykonywałam go raczej na zasadzie "bo muszę". Na domiar złego bardzo często zjadałam "byle co". Aż do dziś...


Może to głupie, ale z każdym nowym miesiącem coś sobie obiecuję. Nie są to jakieś wielkie plany jak na przykład te, które zakładamy sobie przed Nowym Rokiem, ale mimo to, staram się spełniać swoje postanowienia. Po wakacjach planowałam trenować minimum 3 razy w tygodniu i dotrzymałam danego sobie słowa. Jeśli w jakiś dzień nie mogłam iść na trening do klubu - ćwiczyłam w domu, równie intensywnie jak robię to z trenerem. Gorzej było z jedzeniem, bo niestety grzechy popełniałam częściej niż raz w tygodniu. Jednak nie odbiło się to na mojej sylwetce - jeszcze! - więc póki co ocieram pot strachu z czoła ;)

Jakie mam plany na październik? Przede wszystkim dodawać więcej postów! We wrześniu pojawiły się tylko dwa, ale jak już pisałam, wynikało to z mojego trudnego okresu, który mam już za sobą (oby!). Przede wszystkim chciałabym poruszać ciekawe tematy, na przykład o tym jak jedzenie wpływa na nasze zdrowie i samopoczucie, jak dbać o siebie w ten zimny okres jesienno - zimowy, bo każdy post mobilizuje mnie do czytania, szukania informacji - a co się z tym wiążę - edukowania się. Uczę się dla Was, a przede wszystkim dla siebie. Wiedza to coś co mamy najcenniejszego - nikt nam jej nie zabierze. Im więcej wiemy - tym więcej możemy zrobić dla siebie dobrych i pożytecznych rzeczy.

Kochani, dbajmy o siebie i nie dajmy się jesiennym dołom ;)

czwartek, 18 września 2014

Co z tym mlekiem?

Mleko to temat dość popularny, ponieważ wiele osób twierdzi, że powinniśmy go unikać. Według niektórych krowie mleko jest wręcz niezdrowe, a nawet zabronione na diecie. Ile w tym prawdy? Mogłabym długo polemizować, ale nie jestem znawcą z odpowiednim wykształceniem, dlatego tylko powiem Wam jak ja to widzę, czyli co myślę w tym temacie.

Czym jest mleko?
Wszyscy dobrze wiemy z lekcji biologii, iż mleko to nic innego, jak substancja wydzielana z gruczołów mlekowych samic ssaków, pojawiająca się w okresie laktacji. Jako produkt żywnościowy dla człowieka największe znaczenie ma oczywiście mleko krowie. Weganie spożywają zamienniki mleka pochodzenia zwierzęcego, tj. sojowe, ryżowe, kauczukowe.

Pić czy nie pić?
Żeby odpowiedzieć sobie na to pytanie, musimy przyjrzeć się sprawie trochę bliżej. Ssaki piją mleko swoich matek i młode osobniki, w tym także dzieci, są w pełni przystosowane do jego całkowitego trawienia. Organizm noworodka wytwarza enzymy umożliwiające przyswajanie białka, cukrów i innych składników odżywczych zawartych w mleku matki. Składniki te to wszystko to, co pozwala dziecku rozwijać się najbardziej intensywnie w całym życiu. Zarówno kobiety jak i zwierzęta mające potomstwo, nie mają mleka cały czas. Karmienie odbywa się tylko do pewnego momentu, w którym to mleko w sposób naturalny zostaje całkowicie wykluczone z diety. Ludzie jednak - wbrew naturze (?) - mleko uczynili stałym składnikiem swojego menu. Czy słusznie? Co nam daje mleko? Zawiera ono dużą dawkę wapnia, a także białko pochodzenia zwierzęcego, tłuszcz, witaminy A, D, E, a także z grupy B, magnez, fosfor, potas, cynk, selen, kobalt, mangan, jod, fluor. Brzmi imponująco, prawda? Warto jednak wiedzieć, że takie dawki może dostarczyć nam tylko mleko prosto od krowy. Te, które kupujemy w sklepach, niestety w czasie obróbki tracą sporą część wartości odżywczych. Prawda jest jednak taka, że gdyby ktoś z nas pojechał na wieś i zaczął spożywać nieprzetworzone mleko nie uchroniłby się pewnie przed alergiami, które może powodować. Tak źle i tak niedobrze? Weźmy więc pod uwagę sytuację, że jesteśmy zdrowi, nie mamy żadnej alergii, nietolerancji, nie czujemy się źle po wypiciu mleka. Czy w tym wypadku pić - dla zdrowia - czy nie pić - też dla zdrowia? No właśnie... nie mogę Wam napisać tak po prostu, ani TAK ani NIE, ponieważ na każdego z nas działa ono inaczej, w zależności od naszego obecnego stanu zdrowia. Ja mleko piję, nawet bardzo dużo. Dlatego jeśli ktoś nie ma problemów z jego trawieniem, to dlaczego miałby go sobie odmawiać?! Potrafię spożyć w niektóre dni nawet litr mleka, a zawsze wybieram te, które ma 2% tłuszczu. Schudłam pijąc mleko, lubię je, smakuje mi, chcę je pić - i będę, dopóki mogę. Mój ulubiony shake białkowy na redukcji, był właśnie na mleku - mimo opinii, że na redukcji powinniśmy je spożywać tylko na wodzie. 


Jakie pić mleko?
Po pierwsze, nie może być ono ani zbyt odtłuszczone, ani zbyt tłuste. Mleko 0% odpada, to jednak już mlekiem nazwać nie można. Te, które mają 3,2% tłuszczu mogą już powodować jego odkładanie. Tak więc z własnego doświadczenia mogę Wam polecić te z 2%. A które jest zdrowsze? W kartonie, butelce? Jak są wytwarzane? Polecam Wam bardzo pomocny film, który rozwieje wszelkie wątpliwości:

http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/bosacka-radzi-jak-wybrac-dobre-mleko,36081.html

Odsyłam także do programu, wyżej wymienionej Pani, czyli znanej nam wszystkim Kasi Bosackiej. "Wiem co jem" naprawdę bywa pomocne, polecam odcinek z mlekiem.

Podsumowując, każdy sam najlepiej wie jak się czuje po szklance mleka. Nasz organizm sam nam powie czy go potrzebuje, czy wręcz przeciwnie.
Ja mleko piję, bo lubię :)

poniedziałek, 1 września 2014

Podsumowanie wakacji

No i stało się! Koniec wakacji, rozpoczął się nowy miesiąc, który niestety zwiastuje już nadchodzącą jesień. Można więc śmiało zrobić bilans zysków i strat po lecie, które jak co roku, jest najtrudniejszym okresem dla wszystkich dbających o linię. Ze mną właśnie tak było; poluzowanie pasa, częste grzeszki, troszkę mniej treningów. Niby nic wielkiego się nie stało, ale planuję już ograniczać te przyjemności. Ten weekend był ostatnim, podczas którego aż tak poszalałam z jedzeniem, ale byłam we Wrocławiu i uznałam, że będzie to moje pożegnanie lata. Zjadłam więc na śniadanie normalną kanapkę z pszennej bułki, wypiłam aż 3 kawy latte, skusiłam się na szarlotkę z lodami, a na obiad pyszna pizza. Tak, tak... dla mnie to istne szaleństwo! :) 


Jak wspominam wakacje? Co najważniejsze, byłam na urlopie, który uznaje za udany. 10 dni w Turcji to naprawdę ogromy relax. Bardzo się cieszę, albowiem w ubiegłym roku nie udało mi się nigdzie wyjechać. Poza tym byłam również kilka dni w rodzinnym mieście, gdzie miałam wreszcie wystarczająco dużo czasu, by spotkać się z najbliższymi. Wakacje zakończyłam weekendem we Wrocławiu z chłopakiem, ponieważ już dawno planowaliśmy zobaczyć jakieś polskie miasto, w którym jeszcze nie byliśmy. Pogoda również się udała, nie możemy narzekać. 

Przez całe wakacje udało mi się utrzymać swoją wagę, mimo naprawdę wielu odstępstw od zdrowego trybu życia. Ale urlop ma się tylko raz w roku i była to moja nagroda za ciężką pracę, jaką wykonałam zimą i wiosną :) Przecież nawet zwykło się mówić: lato pokaże, co robiłaś zimą! Kto nie zdążył wprowadzić zmian przed tymi wakacjami, ma teraz odpowiednio dużo czasu do następnych... ;) 

Chciałam Wam w tym poście zamieścić fotorelację moich wakacji. Byłaby naprawdę ciekawa gdyby nie mała przygoda mojej komórki, przez co straciłam wszystko co miałam na niej zapisane :( Telefon był nie do uratowania, musiałam spontanicznie z dnia na dzień kupić nowy.  Nie jest mi jednak żal nagłego wydatku, ale tych wszystkich zdjęć, których nie zdążyłam zgrać na komputer...

Zapraszam więc na trochę inne zdjęcia :) Oto wszystkie smakołyki, które kusiły mnie w czasie wakacji :)












Jest tego znacznie więcej, ale nie będę już Was ani siebie terroryzować. A czy mam jakieś plany na nowy miesiąc? Z pewnością zwiększyć częstotliwość swoich treningów, która w czasie wakacji była stosunkowo niska - ograniczyła się do max 3x w tygodniu. Teraz 3 razy to będzie moje minimum, a postaram się by dosięgnąć magicznej cyfry 5, a może nawet 6 :) Więcej postanowień nie mam, zobaczymy jak to wszystko się poukłada. A jak Wam udało się lato?

piątek, 29 sierpnia 2014

Jak długo powinien trwać nasz trening?

Czy zastanawialiście się kiedyś ile czasu należy poświęcić na jeden pełny trening? "Chodzą" teorie, że im dłużej - tym lepiej, ale czy to ma sens? 

Słyszałam wiele opinii, najczęściej powtarzane dotyczą minimalnego czasu, który wynosi 30 minut. Uznaje się bowiem, że pół godziny to dolna granica skuteczności treningu. Wystarczy to na zmniejszenie ciśnienia krwi, a także obniżenie ryzyka chorób serca, osteoporozy czy cukrzycy. Mówi się także, że jest tyle czasu wystarczy poświęcić dziennie, by utrzymać prawidłową masę ciała. Dobrze jednak wiemy, że nie dla każdego jest to "dawka" wystarczająca. Ja osobiście trzymam się wersji, że pół godziny to może sobie ćwiczyć jakaś osoba w średnim wieku dla utrzymania zdrowia, bo dla dobrej kondycji jest to zdecydowanie za mało. Jaka jest więc górna granica skuteczności treningu i czy w ogóle istnieje?

Tutaj opinie nie są już takie same. Czas treningu zależy także od jego celu; masa, rzeźba, wytrzymałość czy odchudzanie? Wszystko to ma znaczenie, bo jak wiemy, przykładowo godzina na aerobicu to nie jest ta sama godzina co na siłowni, kiedy ćwiczymy na maszynach. Można zrobić więcej przez godzinę samemu w domu niż na siłowni przez godzin - na przykład - 3! Powszechna jest też teoria, że jeśli jest to trening na masę to powinien być jak najkrótszy, a jeśli trening ma na celu rzeźbę, to musi być jak najdłuższy. Ale czy można w ogóle dokonać takiego podziału? Ominę więc temat "masy", a skupię się na takich zwykłych treningach, które wykonujemy dla wzmocnienia naszego ciała.

Przyjmuje się, że dobry i wartościowy trening powinien trwać godzinę. Tyle też zazwyczaj trwają zajęcia treningowe w klubach fitness, zawierając w sobie rozgrzewkę oraz końcowy stretching. Ale czy warto zostawać na kolejnej godzinie zajęć? Czy aby na pewno dwie godziny treningu są lepsze od jednej? No i tu zaczyna się temat do dyskusji. Istnieją bowiem badania, które stwierdzają, że po godzinie i dziesięciu minutach dochodzi do katabolizmu i zaczynamy spalać mięśnie. Zakładam oczywiście, że przez cały ten czas intensywnie ćwiczymy, a nie machamy nogą przez 10 minut, a potem przez kolejne 15 odpoczywamy ;) Żeby więc trening uznać za skuteczny, przyjmuje się, że należy go wykonywać płynnie przez 60 minut. Co do teorii niszczącego nasze mięśnie kortyzolu, też można polemizować. Są osoby, które twardo wierzą, że wydziela on się w niebezpiecznych ilościach po upływie godziny. Tylko tak jak już wspomniałam, każdy przez tą godzinę robi tak naprawdę inną pracę. Zależy to bowiem nie tylko od naszej intensywności wkładanej w trening, ale także od naszego wieku, kondycji itd. Działa to tak samo jak ze spalanymi kaloriami - każda osoba spala inną ilość w tym samym czasie, robiąc to samo. Nie jest prawdą, że jeśli bieżnia pokazała nam ilość spalonych kalorii to właśnie tyle ich zrzuciliśmy. To nie jest niestety takie proste i oczywiste, a wszystko to ma na celu tylko zobrazowanie nam pracy, którą wykonaliśmy. 


Przyjmując więc, że nie biegamy w maratonach, a także nie robimy masy, to moim zdaniem - rozsądny i skuteczny trening powinien trwać właśnie 60 minut. Godzina ta powinna być jednak maksymalnie wykorzystana. Osobiście wolę spiąć się na jednych zajęciach w klubie fitness niż przemęczyć dwie z rzędu. Treningi na maszynach w siłowniach nie są wliczane, bo dobrze wiemy jak wygląda przemieszczanie się na kolejne sprzęty, na które niejednokrotnie się czeka ;)

A co Wy o tym myślicie? Jak długo trwa Wasz trening?

środa, 27 sierpnia 2014

Ciało idealne?

Dziś chcę się z Wami podzielić moim wyobrażeniem o doskonałej figurze. Przedstawię Wam sylwetki, które są według mnie idealne oraz takie, które uważam za przereklamowane. Wiadomo - są różne gusta, można dyskutować o tym jak wygląda ideał, a i tak pewnie nie dojdziemy do porozumienia; ilu ludzi tyle ideałów :) Co mi się podoba? To co prawie wszystkim mężczyznom na świecie - ładne piersi, wcięcie w talii, zaokrąglone biodra, płaski brzuch i delikatne rysy mięśni na całym ciele - kto tak wygląda? Aniołki Victoria's Secret! Uwielbiam je, a także uważam je za symbol kobiecości. Wśród nich pewnie każdy znalazłby swój ideał: - większe - mniejsze piersi, większą - mniejszą pupę, szersze - węższe biodra - wszystkie są piękne!

Nie będę wrzucać zdjęć reklamujących VS ze strony internetowej, bo wszyscy wiemy, że są one "podkręcone", ale jeśli ktoś szuka motywacji to polecam pooglądać bieliznę czy na przykład stroje kąpielowe ;) https://www.victoriassecret.com/





Nie mogę się napatrzeć :) W przeciwieństwie do zdjęć poniżej. Przedstawiają figury, których fenomenu nie rozumiem. Nie będę wchodzić w polemikę na temat definicji piękna, po prostu nie chciałabym tak wyglądać i uważam, że jest to niekobiece.



I oczywiście...

niedziela, 24 sierpnia 2014

Co mnie wkurza...

Dziś trochę prywaty, bo nie mam weny tworzyć tekstów o zdrowym jedzeniu lub aktywności fizycznej, jakich w necie mamy milion. Jest tego tyle, że czasem zadaje sobie pytanie - co ja tutaj robię?! Miałam pisać o pieczywie - patrzę, jest kilka takich postów w ostatnim tygodniu. Miałam pisać o treningu siłowym - patrzę, jest tych postów nie kilka, nie kilkanaście, ale chyba kilkadziesiąt. Na "chłopski rozum" - kto by czytał kolejny tekst o tym, że warto odstawić białe pieczywo? Albo, że od treningu z obciążeniami nie zrobimy się koksami? Mam wrażenie, że wszyscy już wszystko wiedzą i pisanie w kółko o tym samym już nie tylko nie jest potrzebne, ale wręcz demotywuje. Bo dookoła tylko hasła: pij wodę, jedz śniadanie, jedz warzywa, nie jedz słodyczy, nie jedz produktów pszennych, biegaj, ćwicz itd. Szczerze? Denerwuje mnie to już... Całe to życie fit stało się jakąś nową religią, w którą wszyscy wierzą, ale nie każdy praktykuje. Jest to rodzaj niemal obsesji, może i zdrowej, ale jednak obsesji. Wyrzuty sumienia po "niezdrowym" posiłku lub nieodbytym treningu? Chyba czas wyluzować... życie w obecnych czasach jest ogólnie niezdrowe. Warto wybierać mniejsze zło, wiadomo - ale nie popadajmy w przesadę. A co mnie wkurza w życiu fit? Nie jedzenie, nie ćwiczenia, ale ta cała otoczka. Kolorowe ciuszki najlepszych marek do najnowszego klubu fitness, "milion pięćset sto dziewięćset" neonowych gadżetów, jakieś słoiki z rurkami... WTF?! Czy naprawdę robi Wam różnicę w czym pijecie koktajl? Czy jest to szklanka, słoik, kufel czy kubek? Czy rurka jest różowa czy niebieska? Jest się wtedy bardziej Fit czy o co chodzi? A robienie sobie zdjęć na siłowni do lustra? Nie mówcie mi, że ma to kogoś motywować... to jest po prostu samozachwyt. Żyjmy zdrowo, ale nie na pokaz!

Ponieważ dość mocno sobie pomarudziłam, czas na relaks :) Filmik pewnie Wam dobrze znany, który - według mnie - przedstawia parę z ogromną pasją, bez zbędnej oprawy ;) Takie coś mnie motywuje!

 

Pozdrawiam ;)